Podał pan trafnie etymologię słowa "Homeopatia": "Homois –(gr.) – podobny; Pathos (gr.) – ból, choroba…"
ALE znaczy to nic więcej jak trucie organizmu tym samym czym organizm jest już zatruty. Ma to rzekomo pobudzić w organizmie "siły życiowe" i w ten sposób doprowadzić do przezwyciężenia choroby przez sam organizm. Dlatego oficjalna medycyna odrzuca taką nienaukową metodę jako szczyt "barbarzyństwa".
Jakkolwiek, pomysł ze szczepieniem oparty jest na podobnym pomyśle. Czyli, że zanim organizm zarazi się wrogimi bakteriami, to podaje się wcześniej (prewencyjnie) małą ilość takich wrogich bakterii (wirusów) by zmusić organizm do wyprodukowania odpowiedniej ilości naturalnych przeciwciał, by były gotowe jak faktycznie dojdzie w przyszłości do takiego ataku choroby z zewnątrz. Czyli zmusza się sztucznie układ odpornościowy organizmu do pracy, tak na wyrost.
Zatem, jak na moje wyczucie laika, bo ekspertem z wirusologii, czy biopatologii nie jestem przecież, ale tak na chłopski rozum, to szczepienie się ma sens, czy też miało sens (bo nie mam na myśli oczywiście współczesnych szczepionek globalnych korporacji farmaceutycznych), a homeopatyczne trucie się gdy już mam organizm zatruty wydaje mi się jednak mało rozsądne. Choć wiem, że są zwolennicy tego szaleństwa na całym świecie, ale powtarzam skuteczność tej metody nie jest naukowo potwierdzona. Przypuszczalnie w pewnych schorzeniach takie " trucicielskie" pobudzanie organizmu do walki o zdrowie zdaje egzamin (prymitywne ludy tak robią do dzisiaj), a w innych jednak szkodzi. Zatem jest to nic więcej jak prymitywne szamaństwo. Ja zalecałbym ostrożność!!!
Co to za retoryczne pytanie pan postawił: "a przeczytał Pan cały artykuł?" Chyba jasne jest, że przeczytałem, skoro zabrałem głos korygujący w obronie potencjalnego nieuświadomionego czytelnika.
Niedawno bloger GPS bzdurzył coś o homeopatii też, ale tam już sobie odpuściłem walki korekcyjnej z tym nieuleczalnym ignorantem. Pan jest dla mnie nowy ;-)
Jeśli woda ma pamięć i przenosi informacje, to czy da się tą informację jakoś odczytać? Rozumiem, że naukowiec nasączył wodę emocjami i ona inaczej zamarzała w zależności od tych emocji. Ale czy przeprowadzono kiedykolwiek eksperyment polegający na tym, że jeden naukowiec nasączył różne próbki wody różnymi emocjami, a potem inny odczytał te emocje badając to jak się ona zamraża - a obaj nie mieli ze sobą żadnego kontaktu, i przed, i po nasączeniu emocjami?
> Woda jest NOŚNIKIEM INFORMACJI, mapamięć molekularną,
> co udowodnił francuski immunolog Jacques Benveniste w 1988 r.,
> a potwierdził później w wielu eksperymentach m.in. Rosjanin Bakhir.
Niestety takie eksperymenty udaje się potwierdzić w ciągu roku, a potem jest coraz gorzej, szczególnie w przypadku nauk medycznych, i przyroda robi sobie jaja z naukowców, bo coraz im trudniej potwierdzać eksperymenty - im bardziej próbują potwierdzić, tym bardziej im zaprzeczają. Te eksperymenty Benvenista też coraz gorzej się potwierdzają...
Najprawdopodobniej pomógł "lek" podpisany jako homeopatyczny. A skąd pewność, że w procesie produkcji ta woda była prawidłowo potrząsana? Przy produkcji "leku" homeopatycznego to potrząsanie to największa część kosztów produkcji, a nie istnieje żadna metoda naukowa by sprawdzić końcowy produkt pod względem tego czy był prawidłowo potrząsany, a więc jest silna pokusa, by nie potrząsać.
Co do homeopatii oraz "homeopatii" a także zwykłego szarlataństwa, to ja bym chciała tylko tyle, żeby nie wylać dziecka z kąpielą:). Otóż niektóre z zasad homeopatii (np. szukanie najmniejszej dawki farmakologicznie czynnej, stosowanie silnych substancji, także trucizn, a za to w małych dawkach) aż się proszą o kontynuację! Zwł. w dobie odkryć i badań w zakresie nano-rozdrobnień i nano-rozcieńczeń.
Nie wymagajmy też, by tezy z XIX w. były aktualne także dziś! (to trochę tak, jakbyśmy chcieli "lecieć" np. Paracelsusem, pomijając cały dorobek XX-wieczny... , bo ten Paracelsus to taki był mądry i podwaliny położył - owszem, położył, ale nauka od tego czasu poszła już do przodu i nikt nie tkwi w anachronizmach).
Homeopatia leczy. W przeciwieństwie do (także urzędowego) szamanizmu podszywającego się pod homeopatię.
Ale konkretnie co w niej leczy? Leczy rozcieńczanie czy potrząsanie? A jeśli to właśnie leczy, to skąd pewność, że "leki" homeopatyczne, które kupujemy w aptece, były prawidłowo rozcieńczane i potrząsane, jeśli w końcowym produkcie nie da się tego sprawdzić?
Woda ma pamięć i zapamiętuje strukturę, która leczy. Ale skąd wiadomo, że to co kupujemy zawiera wodę z prawidłową leczniczą strukturą, jeśli nie ma metody na sprawdzenie tej struktury? Przecież to może być oszukana woda - może zapamiętała strukturę wywołującą choroby, albo jakieś inne efekty uboczne?
Jak odróżnić leczniczą wodę, nad którą odprawiono prawidłowe homeopatyczne czary, od wody o identycznym składzie, nad którą odprawiono nieprawidłowe czary?
Potrząsanie jest bardzo dobre, jak chcemy coś rozpuścić:). Rozcieńczanie to standard gdy trzeba z dużą dokłądnością przygotować dawkę substnacji zbyt małą do jej odważenia.
A co leczy? Oczywiście substancja czynna. Która powinna w dawce leku być obecna:).
Powyższe to zdrowy rozsądek + praktyka laboratoryjna + doświadczenia własne (własnoręcznie sporządzane lekarstwa).
Teraz przechodzę do Twego pytania o "leki" "homeopatyczne" (ja bym także tu dała cudzysłów) kupowane w aptece. - No to przecież mówiłam (już w innej dyskusji a tu sugerowałam), że trzebaby i należy się pozbyć szaralatanów, także tych "urzędowych"! Istotnie, nie wszystkie preparaty będące w handlu a noszące miano leków homeopatycznych, wedle mej prywatnej oceny, na tę nazwę zasługują. Z tym, że ja bym się nie przejmowała strukturą wody a raczej sładem danego "leku" (czy jest w nim substancja czynna, czy tylko cukier).
> A co leczy? Oczywiście substancja czynna. Która powinna w
> dawce leku być obecna:)
To w takim razie to nie jest homeopatia, tylko normalne leki. W leku homeopatycznym nie ma żadnej dawki substancji czynnej - tam jest tylko tajemnicza, niezbadana, niepotwierdzona naukowo "pamięć wody".
Nawet jeśli nauka potwierdzi "pamięć wody", to dopóki jest ona niewykrywalna to leczenie takimi sposobami będzie silnie obciążone możliwością oszustwa.
No i właśnie o to chodzi, by oczyścić homeopatię (czyli faramcję dawek sub-mikro a nawet mniejszych) z szarlataństwa. "Zwykłe" substancje w rozdrobnieniu nano mają inne własności niż znane nam makroskopowo. To jeden z kierunków przyszłościowych w farmacji (o ile oczywiście Big Farma tego nie spier*tego-ten). Kierunek drugi (bardziej tradycyjny a nawet staroświecki): "tylko dawka czyni truciznę". Do niedawna leczenie truciznami było tabu. A tu nawet "klasyczna" farmacja zaczyna odkrywać ich walory (patrz choćby cytostatyki). Homeopaci (nie mylić z "homeopatami", czyli szarlatanami sprzedającymi cukier i wodę) od samego początku leczyli truciznami właśnie. Z banalnego powodu - te substancje mają wysoką czynność farmakologiczną:). Diabel tkwi w szczegółach, tu: w dawce, którą nalezy rozcieńczyc do stężenia leczniczego (dużo poniżej toksycnego) za pomocą... potrząsania i rozcieńczania:).
Co do pamięci wody, to ja bym była sceptyczna. Jedno o wodzie wiem na pewno - boska sprawa to wiązanie wodorowe. Bez niego nie byłoby życia na ziemi:). Woda to dziwaczna ciecz o zaskakujących własnościach, które "robi" właśnie wiązanie wodorowe:). Ale to zupełnie inna sprawa.
No to zrób na mnie donos do porkurwatury, albo wzorem wszystkich zamordystów wystąp o psychuszkę dla mnie, bo popełniłam zbrodnię (i to w recydywie!) polegającą na tym, że najpierw siebie a potem własne dziecko wyleczyłam za pomocą leku homeopatycznego (samodzielnie sporządzony wysoce rozcieńczony roztwór trucizny). Medycyna "oficjalna" tylko pogarszała stan (i mój, i przychówka). Poszłam do zaprzyjaźnionego labu i własnoręcznie sporządziłam stosowny lek. Nawet dwa leki. (Mówię, że recydywa, a może nawet grypsera - no, w kazym razie patologia i swołocz do zabicia ip rzebicia osinowym kołkiem.) Zaznaczam, że mój preparat był lekiem a nie kroplami czystej wody lub granulkami czystego cukru (ale to szczegół, bo po cóż ze zawracać łeb rozróżnieniami, które jakaś kandydatka do pscyhuszki czyni na niwie farmacji).
W dodatku w/w preparaty sporządziłam obrzydliwą i obleżywą metodą wytrząsania i kolejnych rozcieńczeń.
Napisz wniosek, rpześłij mi na priv, uzupełnię go danymi osobowymi, żebyś mógł go wysłać do stosownych organów.
Acha, wyleczyłam nas skutecznie i trwale. Bo taka jestem ciemna, głupia, skłonna do przestępstw oraz stwarzania zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi (na to ostatnie faktycznie jest paragraf).
jeżeli piszesz, że "wyleczyłaś", to od razu odpowiadam, że piszesz GŁUPOTY ...
Bo to nie ty "wyleczyłaś", tylko po prostu objawy/przyczyny stanów chorobowych USTĄPIŁY, ale nie wiadomo, z jakiego powodu.
Ja np. będę uparcie twierdził, że wyleczyła was moja modlitwa, którą w tym samym czasie odprawiałem. I jak teraz udowodnisz (UDOWODNISZ !!!), że to nie moja modlitwa, tylko twoja metoda spowodowała ten efekt ?!
Jak byś zrozumiał artykuł ( zapewne dlatego się Ciebie autor pyta czy czytałeś do końca) to byś wiedział że homeopatia nie ma jak "truć organizmu" bo żadnej chemii nie zawiera a jedynie swoiste napięcie powierzchniowe. Jedyne co truje o dodatkowo obciąża organizm to własnie szczepionki, nie tylko poprzez realne zarazki/wirusy ale poprzez konserwanty takie jak sole rtęci Thimerosal. Obecna medycyna niestety jedynie truje i czasem podlecza na zasadzie "listka figowego". Kiedyś np. w Chinach lekarz dostawałzapłątę dopiero gdy choroba była wyleczona i nie powracała - piękne czasy i świetny sposób na oszustów farmaceutycznych - dzisiaj mamy odwrócenie sytuacji i co gorsza wielu ludzi którzy zdają się bardziej bronic swoich oprawców niż własnego zdrowotnego interesu.
norwid